Mróweczki były od samego rana bardzo podekscytowane. Wrzało w nich wszystko od środka, jak w małych wulkanach, które miały się za chwilę obudzić. Chodziły po domu, podwórku, sklepie z tym nieznośnym oczekiwaniem na coś co ma się wydarzyć... po raz pierwszy w życiu. Coś innego, wielkiego, niezmierzonego. Ta chęć wyczekiwania na nowe, ta przeogromna nadzieja wewnętrznej eksplozji emocji, ta cząstka dziecka, która pozostaje w każdym z nas, choćby w maleńkiej części i oby nigdy nie umarła.
Dzisiejszego wieczora miały odbyć się walki o top10. Nie pierwsze i nie ostatnie oraz dobrze znane stałym bywalcom. Jednak dla młodziutkich mróweczek było to pierwsze widowisko, o którym wiele słyszały i którego jeszcze nie dane im było obejrzeć. Punkty zbierane przez dziesięć dni teraz zmierzały do podsumowania. Kiedyś głównymi rywalami na tej arenie byli walczący o pierwsze miejsce Aring i Falcon. Tworzyło to mity o ich rozbudowanych klatkach piersiowych oraz ukrytych wadach, wymyślane przez fanów i przeciwników w zabawnych memach. Dziś nie było to już takie oczywiste, kto zajmie pierwsze miejsce, ani kto będzie w top10. Arena mieściła się w specjalnym budynku z wieloma miejscami, rozłożonymi jak na stadionie olimpijskim. Przeszklony dach nad areną był otwierany, kiedy tylko pozwalała na to pogoda. Często miliony gwiazd kibicowało najlepszym w ostatnich potyczkach, choć zakryte dla wzroku za światłami reflektorów, skierowanymi na najważniejsze miejsce wieczoru.
O ostatecznym podium decydowały wewnętrzne potyczki między najlepszymi. Zbierano wszystkich wojowników, którzy mieli jeszcze szansę zmienić swoje miejsce w rankingu i znaleźć się w ścisłej dziesiątce. Nie było ich jednak więcej niż piętnastu.
Mama mrówka ubrana w swoją wieczorową suknię ściskała kurczowo ręce swoich pociech. Bała się, by któraś z nich nie wyrwała swej spoconej rączki i nie znikła w tłumie przybyszów. Ale mróweczki wcale nie chciały dziś umykać. Były nieco sparaliżowane i jakby przygaszone ilością nieznajomych i groźnie wyglądających mrówek. Czasem obok przechodził jakiś wojownik z Areny i nie miał przy sobie drewnianego mieczyka, które znały ze swoich zabaw...
Usiedli całą trójką w opłaconej loży, tuż przy Arenie. Wszystko było doskonale widoczne.
- Mamo, a kto to jest ten niski wojownik i wyglądający jak Krasnolud, ten z tym wielkim toporem?
- To ChytryGrubasZRumii, niedawno wygrał ze wszystkimi, pomimo swego wzrostu jest niesamowicie silny, szybki i... zawzięty.
- To prawdziwy Krasnolud? Trochę się go boję...
- Nie tylko jego! - pisnęła druga mróweczka... - Te ostrza nie przelecą tutaj przez te kraty? - i pokazała na ustawioną w wejściu wojowniczkę w złotym płaszczu bawiącą się nożami.
- Nie, nie, jesteśmy tu bezpieczni. - powiedziała śmiejąc się serdecznie mama, a w jej oku błysnął ognik wygranej, bo wiedziała już, że może spokojnie oglądać widowisko i nie martwić o dzieciaki... jednak dodała na głos - Oprócz kraty osłania nas pole siłowe otaczające naszą lożę. Wszystko się od niego odbija... Tutaj w środku nie musicie się o nic martwić...
Mróweczki kiwnęły z przejęciem główkami i już nic się nie odezwały. Walki się rozpoczęły.
Piersi przeciwnicy już budzili dreszcz emocji i to nie tylko w małych mróweczkach. Zewsząd słychać było dopingujące okrzyki i brawa kierowane w stronę pojawiających się na środku wojowników i wojowniczek. Na jedną krótką chwilę wszyscy wyszli, by zaraz zniknąć za kotarą wyjściową zaplecza. Na Arenie pozostała skąpo ubrana Mazikeen. Miała wysokie, skórzane buty w kolorze czarnym, z długimi cholewkami sięgającymi umięśnionych ud. Poza butami widać było fragmenty tej samej chyba skóry okalające obfite pośladki i piersi. W ręku trzymała długi pejcz, a do pasa miała przypięte dwa noże. Podczas walki okazało się, że pejcz zamieniał się w bardzo długi bat, który dopadał przeciwnika i dusił, aż do wyrażenia poddania. Mazikeen poruszała się jak zwinna kotka i zmiotła dość szybko przeciwnika tam skąd przyszedł. Wydawał się tak nieporadny, że nikt za chwilę nie pamiętał nawet jak wyglądał.
Dzieciaki siedziały na swoich miejscach z otwartymi buziami, z mocno rozszerzonymi oczami. Klaskały zaś z buziami zmienionymi w banan, tylko w chwilach wymiany przeciwników. Podobne wrażenie do Mazikeen zrobiła też Królowa Graża. Ona zawsze bywała w tej najważniejszej dziesiątce, też była jedną z Gladiatorek, czy może... Amazonek na Arenie. Wypłynęła na środek jak syrena i wydawało się, że to nie Ona, ale jakieś czary paraliżują przeciwników do tego stopnia, że nawet nie podejmują walki... Tak właśnie zachował się i obecny przeciwnik Królowej. Zaczął się jakby kurczyć, spuścił wzrok i zszedł z Areny. Można było odnieść wrażenie, że szybciej niż na niej się pojawił. Były też podejrzenia, że to był ktoś z zewnątrz, przypadkowy, bo żadna Mrówka tak by się nie zachowała...
Potem wychodzi kolejno dostojni rycerze, a ich walki były tak bardzo zaciekłe i wyrównane, że słychać było tylko równomierny łomot od uderzeń srebrnych mieczy. Ta widoczna siła i zaciętość zniechęcały co poniektórych do próbowania nawet, by znaleźć się kiedyś na środku, razem z tymi herosami. Bo jakże walczyć z tymi, których nie paraliżował strach, nawet przed samą Królową. Którzy nie byli czuli na wdzięki ani Mazikeen, ani Klaudii podobnej do Spiderwooman i wywijającej czterema mieczami z siłą dorównującą tu obecnym wojownikom rodzaju męskiego. Te trzy niesamowite kobiety budziły taki sam respekt, jak i pozostali rycerze. Dwie z nich zapisały się już w kartach historii tej Areny. Klaudia Pajęczyca dopiero niedawno zaczęła odsłaniać swoje możliwości przed resztą mrowiska, ale już miała swoich fanów. W Mrowisku cechy wojowniczek i wojowników, wprawnych w sztuce walki, zawsze były doceniane.
- Patrz mamo, patrz! Jest też Długi i Chytry Król!
- Tak, Chytry Król przekaże najważniejszy puchar top1 wygranemu, bo to on ostatnio go wygrał.
- Jest mentorem Długiego?
- Nie wiem, możliwe, bo jak widać obaj się tutaj dzisiaj znaleźli... A ostatnio dużo razem ćwiczyli. Chociaż, powszechnie wiadomo, że Długi jest wyjątkowo utalentowany...
Po tych słowach mróweczki z przejęciem jeszcze raz kiwnęły główkami i wpatrywały się dalej w wydarzenia na Arenie. Ponieważ walki były bardzo wyrównane Rycerze i Amazonki schodzili często z Areny i nikt nie wiedział jaki jest wynik końcowy rozegranej walki. Każdemu z nich specjalnie wybrane JURY przyznawało punktację dodawaną do zdobytego wyniku. Wszystko wyświetlało się po jakimś czasie na tablicy. Mama właśnie tłumaczyła to maluchom i jej wzrok zatrzymał się na postaci w płaszczu i kapeluszu, siedzącej tuż przy stole szanownego Jury. Ależ tak, to niewątpliwie był Pablop... Urlop od Mrowiska też mu chyba nie służył...
Po ostatniej walce mróweczki wraz z mamą szybko oddaliły się do swego domostwa. Było już bardzo późno. Mróweczki nadawały się tylko do szybkiej kąpieli, mycia ząbków i spania. Zasnęły momentalnie, zaraz po przyłożeniu główek do miękkich poduszek. Nie potrzebowały już nawet zawsze wymaganej bajki, czy opowieści.
A Ty jej potrzebujesz, Czytelniku?
Aha.. no dobrze... wygrał znowu Falcon...
Autor: UziKat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz